Na plaży w Orłowie - o falach, świetlikach, zaklętych konikach morskich i maleńkiej muszelce
Przychodzą i odchodzą. Jak nastrój. Przypominają huśtawkę emocji. Ani złe, ani dobre. Pojawiają się, uspokajają tuż przed brzegiem i zostawiają na mokrym piasku bagaż niezliczonych ilości spienionych kłębków. Wracają w głąb morza i wiem, że znowu wrócą, pojawią się ze wzmożoną siłą jedna za drugą.
Morze
Morze znudziło się wreszcie niedzielnym nicnierobieniem i stało się znowu sobą. To jego prawdziwe oblicze, naturalne ja. Trochę figlarnego kołysania na dzień dobry. Przybiega do mnie falami i na powitanie wita się delikatnie łaskocząc zaspane stopy. Muska tysiącami śnieżnobiałych czupryn.
Fale
Nie wiem co jest za horyzontem… fale wiedzą, fale widziały, lecz milczą...a ja ufam ich niemej odpowiedzi.
Poruszają się miarowo, wsiąkają w piasek, a osiągnięcie celu zgłaszają w swojej szumiącej mowie. Ich spienione wierzchołki wynurzają się nagle. Widzę niezliczone stada koni. A może to zaklęte koniki morskie, które zamiast w sanie zaprzężono w fale? Ciągną je lekko, zgrabnie, bez wysiłku.
Odnalazły przeznaczenie!
Też bym tak chciała…
Plażowicze i muszelka
Pojawiają się pierwsi plażowicze, ktoś biega. Zbieram muszelki małe jak kropelki, chowające się w ziarnkach piasku i widoczne dla oka, które chce je docenić.
Ta niepozorna muszelka - najmniejsza z najmniejszych, niewiele większa od ziarnka piasku, a jednak moja. Na zawsze zostanie w mojej pamięci!
Komentarze